Relacja z odpustu w Kłodzie Małej – Wierni Bogu i Polsce
6 sierpnia w Kłodzie Małej odbyły się uroczystości związane z upamiętnieniem rodziny Koniuszewskich, która zginęła tragicznie w czasie prześladowań unitów. Obchody były połączone odpustem parafialnym ku czci Przemienienia Pańskiego.
Śmierć czteroosobowej rodziny Koniuszewskich odbiła się szerokim echem na całym Podlasiu i została odnotowana w wielu dawnych i współczesnych publikacjach. Miejsce, w którym mieszkali i zginęli pozostało niezasiedlone do naszych czasów. Do niedawna znajdował się na nim tylko pamiątkowy pomnik, wzniesiony w 1925 r. W ostatnich miesiącach na działce pojawił się majestatyczny dębowy krzyż i niewielka stodoła, przypominająca tą, w której zginęli Koniuszewscy. Kłoda Mała należy do parafii w Horbowie. W tutejszej wspólnocie panuje głębokie przekonanie, że Koniuszewscy są męczennikami za wiarę. Proboszczowi i parafianom zależy na tym, by pamięć o ich losie nigdy się nie zatarła. Dlatego postanowili uporządkować miejsce, na którym żyli i pracowali.
Od krzyża do miejsca śmierci
Niedzielne uroczystości rozpoczęły się na rozstaju dróg, przy krzyżu, spod którego wyszła uroczysta procesja na miejsce śmierci Koniuszewskich. Wcześniej ks. prałat Roman Wiszniewski pobłogosławił nową chorągiew, poświęconą bł. Męczennikom z Pratulina i rodzinie Koniuszewskich, ufundowaną przez państwa Kaczanowiczów. Została ona uszyta i ręcznie wyhaftowana przez łomaską hafciarkę Lucynę Stanilewicz. W trakcie procesji śpiewano litanię ku czci Matki Bożej Horbowskiej. Potem, na miejscu męczeństwa, w obecności bardzo licznie zgromadzonych wiernych, rozpoczęła się Msza św. Celebrowano ją na prowizorycznym ołtarzu, stylizowanym na wnętrze chłopskiej chaty. Ci, którzy znają losy Koniuszewskich pamiętają, że odchodząc do stodoły, pozostawili oni w swoim domu niedokończoną kolację. Dziś, Msza św. w miejscu ich zamieszkania wydawała się pewną kontynuacją uczty, ale już nie tej ziemskiej, lecz niebieskiej. Eucharystii przewodniczył pochodzący z tej miejscowości chrystusowiec ks. Karol Twarowski. Razem z nim koncelebrowali: ks. prałat Bernard Błoński, prezes stowarzyszenia „Martyrium”, ks. prałat Roman Wiszniewski, ks. Józef Nikoniuk, proboszcz parafii Horbów, ks. Zbigniew Nikoniuk, proboszcz parafii Niwiski oraz ks. Wiesław Mućka, dyrektor Liceum Katolickiego w Białej Podlaskiej.
Rozwój w bólach
Homilię wygłosił ks. Z. Nikoniuk. Nawiązując do słów, które Mojżesz usłyszał od Boga przy krzewie gorejącym, mówił: „One pasują i są ciągle aktualne dla nas żyjących na Podlasiu. Niektórzy mówili i mówią, że to lichy region i liche ziemie i może coś w tym jest, ale to także region szczególny. Ta ziemia, po której stąpamy, jest rzeczywiście ziemią świętą, bo nasączoną krwią męczenników. Tak jest m.in. tu, w Kłodzie Małej. Koniuszewscy, po bardzo długim okresie, gromadzą nas na swoim podwórku, czyli tu, gdzie się uświęcali przez ciężką pracę rolnika. Oni gromadzą nas, abyśmy zadali sobie pytanie: Co czynimy z zasiewem słowa Bożego? Czy staramy się wydawać błogosławione plony?” – pytał kaznodzieja. Potem odniósł się do początków Kościoła i jego rozwoju w świecie. – Prześladowania w Kościele były od samego jego początku. Może to dziwne, co powiem, ale Kościół potrzebuje takiego czasu, choć z pewnością jest on trudny. Łatwo się o tym mówi, zażywając swobód i wszelkiego rodzaju wygód, ale czasy prześladowań są konieczne, bo one oczyszczają tą bosko-ludzką instytucję, jaką jest Kościół święty. Prześladowania, do jakich doszło w latach 60, na początku chrześcijaństwa, sprawiły, że uczniowie Pańscy rozeszli się z Jerozolimy na cały świat. Gdyby nie prześladowania, to być może nawet nie chciałoby się im ruszyć z miejsca. Tym sposobem Kościół Jezusa Chrystusa rozprzestrzenił się w różnych kulturach i środowiskach i powstały wielkie ośrodki religijne, które nadawały ton i rytm dla całych społeczeństw – przypominał ks. Z. Nikoniuk.
Cenna tożsamość
Kapłan przypominał, że Koniuszewscy uważali się za Polaków. – Sprowadzili się tutaj i może nie umieli mówić po polsku, tak jak i większość unitów, ale myśleli po polsku i czuli się Polakami, co było o wiele istotniejsze. W tutejszej cerkwi unickiej ochrzcili swoją pierwszą córkę. Druga nie miała już takiego szczęścia. Kochani, my dzięki stabilizacji, szybko przyzwyczajmy się do dobra, ale trzeba umieć docenić je w odpowiednim czasie i mieć swoją mądrość. Nie możemy wstydzić się tego, że cenimy sobie to, co jest polskie, że mamy takie władze, które uczą nas na nowo, co to znaczy Polska i patriotyzm. Ja wiem, że to może być dziś niepopularne i odczytane za kampanię wyborczą, ale kto ma o tym mówić? Gdzie mamy o tym usłyszeć? To przedziwne, że gdy żyjemy w dostatku i dobrobycie, gdy mamy wszystkiego pod dostatkiem, to narzekamy, płaczemy, biadolimy i nie cenimy sobie tego, co posiadamy, tak jakbyśmy dostali to wszystko na zawsze – przestrzegał kaznodzieja.
Trzeba iść do kościoła!
– Unici znali swój obrządek i cenili własną wiarę. Nie pozwólmy kształtować się telewizji i tym, którzy chcą decydować, w co mamy wierzyć i kogo słuchać. Posłuchajmy świadków, których mamy w swoich wioskach i miejscowościach. Dobrobyt nas rozleniwia. Unici żyli w ciągłym napięciu. Czuwali nad tym, co jest nasze, a co chcą im narzucić. My też mamy się pilnować, strzec tego, co katolickie i odrzucać, co bezbożne, co jest trucizną dla naszych katolickich rodzin. Czy jeszcze dostrzegamy, że nieustannie toczy się walka o rodzinę? Dziś Rzeczpospolita płacze, bo w kościołach nie ma dzieci i młodzieży. To zależy od nas, duchownych, ale i od rodzin. Czym żyje dziś katolicka rodzina? Koniuszewscy żyli ciężką praca i modlitwą. Życie ludzi w kościele wschodnim jest po dziś dzień bardzo mocno związane z cerkwią, ze świątynia, bo nie da się inaczej! Trzeba zostawić swoje sprawy i iść na msze, na nabożeństwa, by spotkać się z Bogiem i umocnić w wierze! – przekonywał kapłan.
Sugestywne sceny
Za zorganizowane uroczystości dziękował dziekan dekanatu bialskiego ks. Marian Daniluk. – Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem i bardzo wzruszeni dzisiejszymi obchodami. Dziękuję za zaangażowanie ks. proboszczowi i wszystkim parafianom. Niewątpliwie, te uroczystości przejdą do historii i rozejdą się szerokim echem. W tym miejscu na każdym kroku dotykamy wiary w Boga. Ono napełnia nadzieją, że jako ludzie wierzący przetrwamy i zwyciężymy. Przyszłość należy do ludzi wierzących w Boga! – zaznaczał ks. dziekan. Po mszy wszyscy udali się na obiad, zorganizowany przez miejscową społeczność.
Drugim ważnym punktem było wystawienie sztuki pt. „Koniuszewscy”. Za scenografię posłużyła wspomniana wcześniej replika chaty i wybudowana obok drewniana stodoła. Autorką scenariusza i narratorką była Urszula Jaworska. W rolę Koniuszewskich, carskich urzędników i mieszkańców wcielili się członkowie miejscowego klubu seniora. Sztuka powstała w oparciu o książkę „Józef Koniuszewski. Wspomnienie z czasów prześladowania Unitów na Podlasiu” Józefa Barwińskiego. Twórcy zatroszczyli się o wszystko: o odpowiednie stroje, scenografię, język a nawet efekty specjalne. Dym unoszący się zza drzwi stodoły i scena lamentu mieszkanek naocznie pokazywała, jak tragicznym wydarzeniem było samospalenie Koniuszewskich. Ostatni epizod dawał jednak nadzieję. Oto ze stodoły, po otwarciu drzwi, wyfrunęły cztery białe gołębie. Symbolizowały zapewne czyste dusze męczenników, które wzniosły się ku niebu. W trakcie uroczystości dokonano też oficjalnego poświęcenia krzyża i całego placu, który teraz jeszcze bardziej będzie upamiętnieniał tych, którzy do końca pozostali wierni swojej wierze i Polsce.
tekst: Agnieszka Wawryniuk