Św. Jozafat Kuncewicz – męczennik jedności
Gdyby Jozafat Kuncewicz żył w czasach pierwszych chrześcijan, prawdopodobnie jego życie byłoby opisane w Dziejach Apostolskich – tak wielkie były owoce jego świętości. Był Rusinem. Jego życie i męczeństwo stało się dla wielu ludzi różnych krajów, kultur i pokoleń świadectwem jedności, powszechności i różnorodności Kościoła.
Św. Jozafat urodził się we Włodzimierzu na Wołyniu ok. 1580r. Były to czasy, gdy zwierzchnicy Kościoła prawosławnego w Rzeczypospolitej w trosce o dobro dusz i jedność wyznawców Chrystusa podpisali unię z Kościołem rzymskim, tym samym dając początek Kościołowi unickiemu, który miał zachowywać liturgie prawosławną, uznając jednocześnie zwierzchnictwo Ojca Świętego.
W tym czasie Jan (takie imię św. Jozafat otrzymał na chrzcie) był jeszcze małym chłopcem. Kiedy matka po raz pierwszy poprowadziła go do kościoła, w przedsionku świątyni zobaczył on krzyż z wizerunkiem ukrzyżowanego Zbawiciela. Chłopiec zapytał, kim jest ten człowiek? „To jest Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, który za nasze grzechy poniósł śmierć na krzyżu” – odpowiedziała matka. Wówczas przyszły Święty odczuł, jakby iskra przeszła przez jego ciało. To zdarzenie wywarło wielki wpływ na jego życie duchowe.
Gdy Jan podrósł rodzice wysłali do Wilna. Tam miał on pomagać w zakładzie kupieckim. Jednak chętniej oddawał się czytaniu literatury religijnej, niż prowadzeniu interesów. Uczęszczał również do różnych cerkwi na nabożeństwa i oddawał się modlitwie indywidualnej. Nabożeństwa, a zwłaszcza Liturgia Godzin Kościoła Wschodniego, stały się dla niego szkołą teologii. Poczuł powołanie do życia zakonnego. Wstąpił do zakonu bazylianów do klasztoru Trójcy Przenajświętszej. Klasztor ten przebywał w tym czasie w stanie opłakanym. Było w nim kilku starszych mnichów, ale żaden z nich nie trzymał się Reguły. Nikt nie mógł podjąć się jego kierownictwa duchowego. Jozafat musiał sam poprzez modlitwę i lekturę duchową formować swoje wnętrze. Wielki wpływ na młodego zakonnika wywarły spotkania i rozmowy z księżmi jezuitami z Akademii Wileńskiej.
O św. Jozafacie mówi się zwykle w związku z jego śmiercią męczeńską, a przecież lata spędzone w klasztorze były przygotowaniem do złożenia ofiary z życia dla Chrystusa i jedności Jego owczarni. Oddawał się ascezie i modlitwie, a najbardziej ulubionym jego dziełem było czytanie i przepisywanie ksiąg religijnych. Klasztorne życie spędzał na modlitwie i pracy, nie stronił od umartwień ciała, ofiarowując to wszystko za nawrócenie schizmatyków. Zachowywał wszystkie posty, sypiał często na podłodze, praktykował samobiczowanie. Na ciele nosił szorstką włosiennicę; piersi i biodra okręcał łańcuszkiem z kolcami. W umartwieniach hamować musieli go jego jezuiccy spowiednicy.
Lektura żywotów świętych stopniowo przygotowywała go do przyjęcia męczeńskiej śmierci. Czytał chętnie dzieła o Kościele i utwierdzał się w przekonaniu, że musi on zachowywać jedność pod rządami następcy św. Piotra – biskupa Rzymu. Św. Jozafat był głęboko rozmiłowany we własnej tradycji i liturgii. Nie przeszkadzało mu to w przyjęciu całym sercem unii. Poprzez swoją postawę stał się wielkim świadkiem jedności. Udowadniał przeciwnikom unii, że należąc do Kościoła katolickiego, nie trzeba zrzekać się swojej tożsamości.
Gdy Jozafat z czasem został przełożonym klasztoru, zaczął reformować życie zakonne. W duchu nauki Ojców Wschodnich – założycieli życia zakonnego, korzystając również z dorobku Kościoła Zachodniego, a szczególnie z uchwał Soboru Trydenckiego, odradzał on najpierw upadający wileński klasztor. Później kilka innych klasztorów dołączyło się do reformy. Jozafat wszędzie posyłał młodych zakonników, swoich uczniów. Tak powstało wiele klasztorów, m.in. w Supraślu koło Białegostoku. Posługę przełożonego klasztoru przyszły męczennik pełnił tylko trzy lata. Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje na ten temat kilka opowieści. Jedna z nich mówi, że pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami. Znane jednak z agresywności psy podbiegły do świętego i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś pękło i poprosiła o spowiedź.
W 1618 r. Jozafat został powołany na nowy urząd – arcybiskupa w Połocku. Jego diecezja obejmowała prawie całą Białoruś. Sytuacja religijna w niej wyglądała przerażająco. Katedra była mocno zniszczona, klasztory prawie puste. W wielu parafiach biskupa nigdy nie widziano. Księża znajdowali się pod presją szlachty. Msza św. sprawowana była bardzo rzadko, kazań nie głoszono. Na dodatek przeciwnicy unii rozpowszechniali pisma, nazywając nowego Arcybiskupa zdrajcą, który chce się wyrzec własnej tradycji i poprzerabiać kościoły wschodnie na łacińskie.
Święty niechętnie przyjął nowy urząd, w głębi serca pozostając zwykłym zakonnikiem. Jednak gorliwie pełnił posługę biskupią do samej śmierci. Zajął się odrodzeniem Kościoła materialnie i duchowo. Wyremontował katedrę św. Sofii w Połocku, budował kościoły i klasztory. Wizytował parafie, głosił słowo Boże, bronił duchowieństwa i wiernych od ucisku ze strony możnych. Pomagał biednym do takiego stopnia, że sam zaczął cierpieć niedostatek.
Nawet pałac biskupi uczynił schroniskiem dla bezdomnych, sam zajmując najmniejszą izbę. Ale, co było najbardziej istotne, trzymał się we wszystkim tradycji Kościoła Wschodniego, udowadniając swoim przeciwnikom, że jedność Kościoła jest drogą do jego odrodzenia. Jednak przeciwnicy jedności nie zaprzestali swoich starań o zniesienie unii. Nie mogąc prawdą zwalczyć Arcybiskupa, starali się oni odizolować go od ludu. A kiedy i to nie udało się, posunęli się do podstępu, kłamstwa i buntu.
To, co zdarzyło się 12 listopada 1623 r. nie było dla abp. Jozafata zaskoczeniem. Był on świadom wrogości i niebezpieczeństwa. Ale również świadom był i swoich obowiązków pasterskich, które pełnił do ostatniej chwili. W dniu swojego męczeństwa, po odprawieniu jutrzni, Arcybiskup wrócił do swojego pałacu, ale tam już zebrał się tłum. Buntownicy wyłamali bramę pałacu i zaczęli bić czeladź Arcybiskupa. Jozafat wyszedł do tłumu, prosząc o litość dla swoich ludzi.
Kiedy święty chciał uspokoić krzykaczy rzucono się nań z okrzykiem: „Bij, zabij papistę, łacinnika!”. Jeden ze złoczyńców uderzył świętego pałką, drugi toporem rozrąbał głowę (stąd atrybutem świętego jest topór). Wywlekli ciało na podwórze i tam strzelano w niego z samopałów, kopano, pluto i szarpano. Bili martwe już ciało, drwiąc z jego godności pasterskiej. Wyrywano mu włosy z brody, siadano na nim, obrzucano błotem. Zabito jego psa; porąbano w kawałki i rozrzucono je na jego ciele, aby jeszcze bardziej go znieważyć przez zmieszanie jego krwi z krwią zwierzęcą. Postawiono wreszcie trupa na nogi i szydzono: „Czyż dzisiaj nie niedziela? Trzeba ci mówić kazanie arcybiskupie!”
Jakież było zdumienie oprawców, gdy obdarłszy zwłoki z szat zobaczyli włosiennicę. W końcu pociągnięto ciało ulicami miasta w stronę rzeki; przywiązali mu do szyi kamienie i utopiono. Było to 12 listopada 1623 roku.
Po sześciu dniach, gdy przyszło otrzeźwienie po okropnej masakrze, zaczęto go szukać. Odnalezione ciało, pomimo kilkudniowego przebywania w wodzie, zachowało się nienaruszone. Buntownicze miasto spotkała surowa kara. Lecz największą karą dla mieszkańców była szerząca się świadomość, że zabili oni Świętego.
Po wydobyciu ciała z rzeki przewieziono je do Połocka. Już wtedy dokonywały się za przyczyną Jozafata liczne nawrócenia i uzdrowienia, które potwierdzały jego świętość.
Krew św. Jozafata stała się nasieniem wiary. Otaczał on swoją opieką modlitewną Kościół unicki, który rozwijał się aż do gwałtownego skasowania go w wieku XIX. Sam Jozafat został ogłoszony błogosławionym w 20 lat po śmierci, a świętym w 1867 r., kiedy szerzyły się prześladowania unii na Podlasiu.
Męczeński los spotkał nie tylko samego Świętego. Nawet jego ciało po śmierci doznało prześladowań. Taką nienawiść żywili do Apostoła Jedności ci, którzy pragnęli wykorzystać rozłam kościelny dla swoich celów politycznych.
W czasie wojny Rzeczpospolitej z Rosją 1653 r. relikwie św. Jozafata były przechowywane w różnych miejscach Rusi, Litwy i Polski. Potem w roku 1705 car Piotr I szukał ciała Świętego, aby je spalić. Nie znalazł go i urządził masakrę jego zakonników w katedrze św. Sofii w Połocku. Relikwie trafiły do Białej Podlaskiej pod opiekę Radziwiłłów. Tam szerzył się kult Świętego. Przychodzili do niego liczni pielgrzymi i doznawali wielkich łask. Po skasowaniu unii kult nie zanikł, ale wręcz przeciwnie, szerzył się wśród prześladowanych unitów podlaskich.
Żaden kapłan, nawet wśród tych, którzy porzucili unię, nie chciał podnieść ręki na relikwie św. Jozafata. Dlatego carski gubernator kazał żandarmom schować trumnę w piwnicach kościelnych i zasypać ziemią. Tam ciało leżało do roku 1916, zanim znowu je odnaleziono. Z Białej Podlaskiej Święty przewędrował do Wiednia, a stąd do Rzymu i teraz spoczywa w Bazylice św. Piotra pod ołtarzem św. Bazylego Wielkiego – podczas II soboru Watykańskiego w 1963 r.
http://www.ksiadz-jerzy-zaprasza.opw.pl